Geoblog.pl    gregorpilarski    Podróże    Azja Południowo Wschodnia - Singapur, Borneo, Sumatra, Jawa, Bali, Malezja i Indie (w przygotowaniu)    nareszcie borneo!
Zwiń mapę
2007
26
sty

nareszcie borneo!

 
Malezja
Malezja, Kota Kinabalu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12895 km
 
borneo... magiczna nazwa... magiczny kawałek lądu...

wylądowaliśmy w kota kinabalu, stolicy stanu sabah, jednego z dwóch stanów znajdujących się po malezyjskiej stronie wyspy.

na pierwszy rzut oka, z pokładu trzymającego jeszcze pułap samolotu, borneo to jedna wielka połać zieleni poprzecinana szerszymi bądź węższymi niebieskimi wstęgami rzek. prawdziwa, nieprzebrana dzicz, pomyślałem... jednakże, gdy samolot powoli zaczął podchodzić do lądowania, oczom zaczęła ukazywać się okolica w znacznym stopniu naruszona, okaleczona wręcz przez działalność człowieka - kopalnie odkrywkowe, ogołocone połacie lasów, inwestycje, ciężki sprzęt...

tak niestety wygląda każde miejsce, nawet w najdalszych zakątkach ziemi, gdzie pojawia się konflikt na płaszczyźnie człowiek - środowisko naturalne... ale nie o tym chciałem tu pisać...

moim prywatnym celem nr 1 na borneo, zważywszy na mój górski nałóg, było zdobycie szczytu mount kinabalu, czterotysięcznika samotnie sterczącego ponad linią zieleni. w tym celu musieliśmy udać się do placówki parku, gdyż wymagane było zezwolenie na wspinaczkę. złapaliśmy więc taryfę do centrum i wysiedliśmy gdzieś w centrum, w pobliżu biura parku. taksiarzowi zapłaciliśmy w dolcach, bo nie wymieniliśmy jeszcze waluty.

znaleźliśmy biuro. tam za biurkami siedziały młode (lub tylko młodo wyglądające) śliczne malajki, które w swoich zielonych uniformach wyglądały zupełnie jak harcerki. od nich dowiedzieliśmy się, że zdobycie szczytu zajmuje 2 dni i potrzebna jest rezerwacja noclegu w jednym z dwóch schronisk na trasie. tylko w jednym z nich ceny były do zaakceptowania, choć z trudem, jakieś 20 dolców na głowę, jeśli dobrze pamietam. chcieliśmy jechać prosto do parku, bo góra wzywała, jednak okazało się, wszystko jest zajęte, a wolne miejsca będą dopiero za 3 dni... kapa...

trzeba było dostosowac plan do nowych okoliczności. małe przetasowanie w grafiku, zmiana kolejności kilku punktów i po problemie:)

tym sposobem jako pierwszy na naszym celowniku znalazł się poring, malownicza miejscówka słynąca głównie z gorących źródeł, ale nas bardziej interesował fakt, że zapewniała pierwszy kontakt z tropikalnym lasem!

najpierw jednak poszliśmy do czegos w rodzaju sporych rozmiarów krytego targowiska, gdzie mozna było kupić najróżniejsze smakołyki oraz wymienić w kantorze dolce na ringity.

następnie znaleźliśmy transport do poringu, albo transport znalazł nas, bo pamietam jakiegoś gościa który pokazał nam miejsce z którego odjezdżał interesujący nas minibus. trzeba było trochę poczekać aż zbierze sie komplet pasażerów. kiedy wreszcie wszystkie toboły zostały załadowane, a większość należała do nas, zrobiło się w środku tak ciasno, że musiałem wchodzić przez tylną szybę, hehe:)

okazało się, że busik nie jedzie do samego poringu i że musimy się przesiąść w ranau

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
gregorpilarski
Grzegorz Pilarski
zwiedził 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 43 wpisy43 1 komentarz1 61 zdjęć61 0 plików multimedialnych0